Napisane anno domini 2020 dnia 10, miesiąca 8 roku Covida. Za oknem chmurny dzień coraz krótszy, jesienna słota przejdzie w zimową zamieć. Z tej okazji przedstawiam wybitnie subiektywny ranking
filmów s-f pisany wierszem białym swobodnie łamanym. (Z racji subiektywności oraz szacunku dla
czytelników na liście nie pojawią się obrazy takie jak: Robocop, Gwiezdne Wojny, Matrix czy
Terminator).

Nie mam lepszego klucza, więc listę przynajmniej zacznę chronologicznie;

 

pierwszym tytułem będzie Metropolis (1927) Fritza Langa. Akcja rozgrywa się w tytułowym mieście około roku 2000 więc mamy okazję porównać wizje autorów z rzeczywistością. Ludzie są podzieleni na dwie grupy: myślicieli, którzy stwarzają plany, oraz robotników, którzy pomysły myślicieli wytwarzają. Są od siebie kompletnie odseparowani, ale razem tworzą jednak całość.Antyutopia jest nie tylko perłą w koronie niemieckiego ekspresjonizmu, ale też dantejskim przeczuciem Auschwitz. Dalej przeskakujemy do roku 1956, wówczas na srebrnym ekranie pojawił się wyprzedzający swoje czasy, a mało znany obraz
pt. Zakazana Planeta. Ciekawostką będzie fakt, że jedną z głównych ról zagrał Leslie Nielsen – później
znany głównie z nomen omen bardzo dobrych, komedii. Odłóżmy na bok kwestie efektów
specjalnych, których pewnie nie powstydziłby się sam Edward Wood Jr., a przyjrzyjmy się
scenariuszowi i pytaniom, jakie między wierszami kierują do nas autorzy obrazu. I tutaj spotykamy się
z dziełem wybitnym. Otóż na odległej planecie misja ratunkowa dociera do naukowca od lat
badającego pozostałości obcej cywilizacji, która wiele lat wcześniej, w niewyjaśnionych
okolicznościach, wyginęła. Film kojarzy mi się mimowolnie z Prometeuszem (2012) – jedynym filmem
z linii produkcyjnej Obcego Ridleya Scota, którą zamieszczam w niniejszym rankingu. Obydwa
podejmują temat samozagłady cywilizacji, która sięgnęła technologicznych szczytów, gubiąc istotę,
sens życia i atawistyczne odruchy samozachowawcze – czyli tematy, które także nam stają się coraz
bliższe. Szczerzę sobie życzę zobaczyć remake, czy też sequel Zakazanej Planety, o ile na warsztat
weźmie go wybitny reżyser z wyobraźnią równą świadomości współczesnych odkryć w fizyce i
astronomii.Rozpędziłem się z opisami, więc przyspieszam już bez chronologicznego rygoru. Zatem Richard Kelly i jego dwa nietuzinkowe filmy tj.: Donnie Darko (2001) oraz The Box (2009).

Pierwszy nie jest klasycznym s-f, drugi też nie do końca. Jednak do innych rodzajów zupełnie nie pasują, chyba że do kategorii filmów Davida Lyncha – ale to już inna historia i inny ranking.

Obiecałem, że nie będę panoszył się z klasykami, ale jeden muszę wymienić – i będzie to 2001:
Odyseja Kosmiczna (1968) S. Kubricka. Film utrzymany w niesamowitym, onirycznym klimacie
podejmuje kluczowe, filozoficzne i antropologiczne tematy s-f. Nie podaje ich jednak na tacy, a
zmusza widza do własnych refleksji i wniosków. Ten film można interpretować na setki sposobów i
odmieniać przez wszystkie przypadki paradygmatów wszechświata i naszej, rozumnej w tej przestrzeni
roli … a do tego komputer Hal 9000. Tu wolne skojarzenie z filmem, gdzie główną rolę zagrał Keanu
Reeves – i nie jest to Matrix. Chodzi bowiem o Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia (2008). Film
nie ma genialnych ocen, ale wg mnie to bardzo dobre klasyczne kino s-f, gdzie reżyser podaje już
konkretne zagadnienia, ale są dobrze przyrządzone i smaczne, więc na zdrowie. Jako że bohaterem
ww. jest dziecko to w kolejnej propozycji też mamy małego bohatera, któremu towarzyszy Nicolas
Cage, czyli Zapowiedź (2009). Aktorskie zdolności Cage są dyskusyjne, ma role wielkie jak w Zostawić
las Vegas, ale w Zapowiedzi jest przekonujący, natomiast sam scenariusz jest wdzięczny i mamy tutaj
wysublimowany pomysł na kino katastroficzne – podobnie jak we wcześniejszym tytule.
Matrixa nie wymieniam, ale przytaczam go, bo jest film, który pojawił się trochę wcześniej, a pod
względem scen walk i stylistyki bohaterów jest nieco podobny. Mowa o antyutopii z Christianem​
Bale’m pod tytułem Equilibrium (2002). W społeczeństwie przyszłości obywateli nadzoruje specjalnie
powołana instytucja – Tetragrammaton, podlegająca Ojcu i Konsulowi, której członków nazywa się
Klerykami – to jednym z nich jest Bale. Wszyscy muszą aplikować sobie Prozium – dożylny środek,
który eliminuje w nich wszelkie emocje uznane przez zarządców za przyczynę wszelkich nieszczęść.
Dalej sobie pomnóżcie przez Zieloną Pożywkę (1973) z tym samym motywem palenia książek oraz
podzielcie przez V jak Vendetta (2005).

Wróćmy jeszcze do ubiegłego tysiąclecia, aby domknąć ten okres. Do wcześniej wymienionych
dokładam lektury mało znane, a obowiązkowe tj.: Event Horizont (1997) z młodym jeszcze
Morfeuszem, Kula (1998) z Absolwentem Dustinem Hoffmanem, oraz nieco wcześniejsze i bardziej
znane 12 Małp (1995) Terriego Gilliama z ekscentryczną rolą Brad Pitta, który zrobił sobie tam dobry
podkład aktorski do Tylora Dardena z Podziemnego Kręgu. Wystarczy basta.

W filmach s-f nie może zabrakować wątku zabawy czasem.

Od czasu Einsteina ta tematyka spędza sen z powiek fizykom, a od czasów eksperymentalnego potwierdzenia mechaniki kwantowej oraz paradoksu EPR doprowadza ich do klinicznej bezsenności. Na zabawie z czasem poparzyło się wielu filmowców, komplikacje ze zrobieniem logicznej historii, która przez zaburzenie przyczynowo skutkowe taką być nie bardzo może – jest trudne. Poległo wielu; o nieżyjących źle się nie mówi, to przykrywam ich zasłoną milczenia. Kilku śmiałkom jednak w mojej opinii się powiodło. A o to wycięzcy w kategorii: wyścig z czasem: Primer (2004), Synchronicity (2015), no i Interstellar (2014).
Pierwszy to klasyczny film dotyczący podróży w czasie oraz paradoksu dublowania się, kiedy
spotykamy młodszych siebie wracając do przeszłości, a w pewnym momencie to my jesteśmy w
przeszłości, a pojawiają się my z przyszłości – i wszystko się gmatwa coraz bardziej. Ale w tym chaosie
zachowano przynajmniej pozory jakkolwiek pojmowanej logiki. Gratulujemy! Kolejny wymieniony to
w wg mnie film niedoceniony, może, dlatego, że trudny, że mroczny i że mało w nim happyendów.
Lubię filmy z nieco zaburzoną linearnością historii, lubię jak reżyser puści oko do widza, kiedy ma już
gotowy scenariusz wtrąci jakiś element z końca na początek, tak, że chcesz obejrzeć drugi raz, bo
wiesz, że mogło ci umknąć kilka smacznych detali. Szczególnie jest to wskazane w filmach dotyczących
czasu, bo tak czy inaczej mamy tam do czynienia z pętlami. Takim właśnie filmem jest Synchronicity ..
do tego florystyczny motyw czarnej Dalii rodem z kina Noir – tylko dla koneserów.

Ostatnim z tych, jednym tchem wymienionych, przechodzimy gładko do rozdziału najlepsi z
najlepszych, oczywiście subiektywnie i z wahaniem, bo przynajmniej połowę wymienionych wyżej
filmów chciałbym tu upakować. A zatem Ex aequo inkryminowany Interstellar. Christopher Nolan
stworzył arcydzieło, w którym jak nikomu udało mu się połączyć cholernie wciągającą futurystyczną
historię twardo stąpającą po niuansach wiedzy naukowej z motywami socjologicznych,
cywilizacyjnych refleksji oraz obyczajową historią skali makro, czyli relacji rodzinnych. Na każdym
poziomie subtelnie, głęboko i bez nadmiernego patosu.
Potem Atlas Chmur (2012), czyli jednak pojawiają się bracia / siostry Wachowskie. Atlas jest epopeją
większą jeszcze niźli Odyseja. Ten obraz to encyklopedia filozofii i historii gatunku myślącego.
Przemyślne zestawienie różnych historii z różnych epok, z tymi samymi bohaterami, finezyjnie
nawzajem się przenikające. Majstersztyk scenariuszowy, efekty i gra aktorska – też pierwsza liga.Prawie na koniec trzymałem film dla mnie zupełnie szczególny Arrival. Nowy Początek (2016). Filmy
s-f dotykające tematu obcych borykają się z dziecinnym dla mnie antropocentryzmem miksującym
gdzieniegdzie elementy horroru. Kosmici mają palce, ale 6 sztuk, mają oczy, ale widzą podczerwień i
wyglądają jak połączenie cech wszystkich obrzydliwych istot chodzących po ziemi. W skali
wszechświata, jego wielkości, tak skromna wyobraźnia zniechęca. No i pojawia się duet Eric Heisserer
(scenariusz) oraz Denis Villeneuve (reżyseria) robiący w tandemie taki wynik na liczniku wyobraźni z​​ katalizatorem naukowym, że, niestety, pewnie długie lata przyjdzie nam poczekać na nowy rekord.
Obcy wyglądający trochę jak ośmiornice. Panują nad grawitacją i strukturami wielowymiarowymi.
Bohaterka filmu ma nie lada wyzwanie, bo o ile mandaryński, hebrajski, czy inny „ziemski” język nie
ma przed nią tajemnic, to w przypadku języka kosmitów naukę musi rozpocząć całkowicie od podstaw,
jak dziecko, nie mając kompletnie żadnego punktu odniesienia. W rozszyfrowaniu pozaziemskiej mowy i pisma pomaga jej Ian Donnelly – fizyk i matematyk.
Nowy Początek to film przede wszystkim o komunikacji, o dialogu. Przypomina nam, że cała nasza
cywilizacja oparta jest (a przynajmniej być powinna) na rozmowie i szukaniu kompromisu, a
komunikacja to absolutna podstawa naszego gatunku i dorobku rodzaju ludzkiego. Opowiedziane jest
to wszystko z niesłychaną gracją i wyczuciem. Villeneuve prostymi środkami, odwołującymi się do
emocji oraz bazując na świetnie nakreślonych postaciach filmu, osiągnął piorunujący efekt.
Na koniec jeszcze kilka tytułów poza kategoriami, których z niewyjaśnionych przyczyn nie wymieniłem
wcześniej, a są to: Władcy umysłów (2011), Moon (2009) Misja na marsa (2000) oraz Wyścig z
czasem (2011), Wyspa (2005) i Żona astronauty (1999). Miłej lektury.

 

Łukasz Gołoś Festiwal WibracjeŁukasz Gołoś
Organizator Festiwalu Wibracje, z wykształcenia archeolog i dziennikarz, hobbystycznie podróżnik – filmowiec, miłośnik staropolskiej kuchni wegetariańskiej. Kibicuje naukowcom w pracach nad połączeniem modelu standardowego mechaniki kwantowej z teorią względności. Popiera grawitację i zdrowy rozsądek. Brakuje mu czasu na regularne uzupełnianie profilu na fb, preferuje życie w realu.