Rozszczepiając atomy maczugą
Wg nauki akademickiej gatunek homo sapiens liczy sobie między 200, a 300 tysięcy lat i przez 97% tego czasu funkcjonował w niezmiennym środowisku. Pierwotny Kowalski, ten sprzed 10 tysięcy, czy 100 tysięcy lat, widział na co dzień od 30 do 120 osób, tyle średnio liczyło plemię. Podczas całego swojego życia kilka, może kilkanaście razy zdarzyło się mu spotkać inne plemię; raz się pobili innym razem ominęli lub wymienili produkty, a przy okazji trochę genów.
Razem z innymi współplemieńcami Kowalski polował i zbierał. Znał wszystkich członków stada jak własną kieszeń. Wiedział kto bywa złośliwy, kto jest najsilniejszy, ma sprytne palce, kto celnie strzela, znajduje najwięcej owoców, a kto szybko krzesa ogień.
Kowalski z grupą jak już nazbierał i upolował to zjadł, potem coś naprawił, resztę czasu spędzając na odpoczynku, nicnierobieniu, w czymś dłubaniu, czymś rzucaniu trochę dla rozrywki, trochę z nudów, a trochę, bo może się do czegoś przyda, może w coś trafi. Jak trafi i owoc z drzewa spadnie to dobrze, a jak nie trafi to też dobrze, bo sobie porzucał. Inni też porzucali, pośmiali się przy tym.
W takich warunkach wykształciły się nasze mózgi, między innymi: ciało migdałowate i hipokamp. To pierwsze odpowiedzialne za emocje, w tym za strach i stres, a drugi za zdolności do zapamiętywania, uczenia się, zainteresowanie życiem i nowościami.
Sytuacja zaczęła się zmieniać wraz z rewolucją neolityczną. Tu wchodzimy w ostatnie 3% czasu historii człowieka. Zmiany i komplikacje w życiu społecznym czy technologicznym nabrały geometrycznej dynamiki już w starożytności. Skutki oderwania od normalnego trybu życia możemy obserwować na dworach Egiptu, czy Rzymu. Galopujący nihilizm, moralne i zdroworozsądkowe totalne odkorbienie klasyfikujące się pod epidemię socjopatii (może nieprzypadkowo Chrystus urodził się za cesarza Tyberiusza znanego z igraszek z niemowlakami). Sukcesywnie oraz coraz szybciej oddalaliśmy się od przyrody i naturalnego trybu życia.
Jeszcze w epoce nowożytnej nie było podziału nasz czas pracy i czas wolny. Nie istniało pojęcie bezrobocia w jego współczesnym rozumieniu. Te określenia wykrystalizowały się w czasach rewolucji przemysłowej – 200 / 300 lat temu. To już ostatnie promile w stuprocentowej historii ludzkości. Porównajmy ją do życia człowieka. Przez 80 lat codziennie rano wychodzisz z domu i spotykasz tego samego kierowcę autobusu, sąsiadkę, przechodzisz ulicę, drzewa te same, kolory domów, wszystko. Tymczasem 6 dnia 81 roku swego życia wychodzisz rano z domu a tu strzelają i to laserami, chodzą wielogłowe mutanty, niebo co chwila zmienia kolor i fakturę, a w miejscu drogi jest głęboki lej porośnięty jadowitymi skarpetami. Mniej więcej tak może się czuć nasz mózg w otaczającym świecie. Oczywiście umysły mamy niezwykle elastyczne i dzięki ogromnym możliwościom adaptacyjnym radzimy sobie w świecie, który stworzyliśmy. Jednak coś jest na rzeczy skoro z jednej strony żyje się nam tak dobrze jak nigdy wcześniej (bezpiecznie, z górami wyrzucanego jedzenia), a z drugiej ilość zaburzeń psychicznych, poziom stresu, niezadowolenia z życia czy samobójstw radyklanie rośnie.
Reakcje stresowe są już zupełnie anachroniczne do obecnych potrzeb. Weźmy prosty przykład. W pierwotnych czasach przykładowym zagrożeniem było dzikie zwierzę, przed którym trzeba było uciec. Wówczas reakcja stresowa organizmu była prawidłowa: przyspieszone bicie serca i rozszerzone naczynia zwiększały wydolność organizmu, zastrzyk adrenaliny działał jak turbodoładowanie zmniejszając dodatkowo uczucie bólu. Reakcja organizmu doskonale sprawdzała się w prostych sytuacjach: walcz albo uciekaj.
Obecnie tak samo reaguje nasz organizm w przypadku rozmowy kwalifikacyjnej; zatem – podwyższone tętno – mamy czerwoną twarz i nie możemy zapanować nad oddechem. Trudniej nam się myśli, bo mózg w stresie redukuje działanie do ucieczki lub walki, a nie wyrafinowanych funkcji erudycyjnych. Efekty takiego zjawiska zna pewnie większość z nas. Ludzie zapominają co mieli powiedzieć, są spoceni i krępuje ich to, wypadają znacznie gorzej niż na co dzień.
Zamiast stałego plemienia cały czas otaczają nas nowe twarze; setki każdego dnia, w tramwajach, na przystankach, w sklepach, pracy, przedszkolu. Dla naszego mózgu to jak te wielogłowe potwory w wieku 81 lat. Adrenalina skacze.
W ciągu swojego życia poznajemy tysiące ludzi, więc nie mamy czasu na zbliżenie się z nimi, przyzwyczajenie się do nich, oswojenie. Obecnie są ludzie, którzy mają kilka spotkań w tygodniu, z których każde ma kluczowy znaczenie dla ich przyszłości, standardu życia. Ich mózgi szaleją, kortyzol dosłownie zalewa neurony.
Obliczono, że w średniowieczu przeciętny Kowalski przez całe swoje życie przerabiał tyle informacji ile obecnie znajduje się w jednej gazecie. Zatem przyswojenie wiedzy z jednego czasopisma równa się wysiłkowi umysłowemu całego życia poddanego Jagiełły.
W tym szaleństwie zapominamy jednocześnie, że żyje się nam obecnie tak dobrze jak nigdy wcześniej. W krajach rozwiniętych więcej mamy osób niedożywionych z powodu anoreksji niż w wyniku biedy. Każdy Janko Muzykant może wystąpić w Idolu albo umieścić swoje dzieło w sieci. Ryzyko, że sąsiad wpadnie do nas z maczugą i przy okazji pożyczania cukru odrąbie nam głowę jest statystycznie zerowe. Mamy doskonałe warunki, aby zrobić duży krok w rozwoju naszej społeczności.
Ewolucyjna historia ziemi pokazuje, że umysł ludzki jest najlepszym wytrychem w programie real live naszej planety. Jak na standardy ziemskie działa też błyskawicznie: dinozaury potrzebowały milionów lat aby siłą i pazurami zdominować lądy, nam wystarczyło kilkadziesiąt tysięcy, a już spoglądamy chciwie w niebo.
Po przeczytaniu książki Yuval N. Harari’ego Historia Sapiens. Od zwierząt do bogów zakrzyknąłem: „Tak – człowiek – to brzmi dumnie”. Nasze bezwstydne teleskopy już zaglądają na sale porodową wszechświata i rejestrują jego pierwszy, implozyjny, krzyk. Budujemy urządzenia, które budują urządzenia, które budują … instrumenty, którymi piszemy litery wielkości pojedynczych atomów. Nie rozumiemy jeszcze, wyobrazić sobie nie możemy, a już potrafimy wyliczyć zakrzywienie czasoprzestrzeni, stałą Planca, wielkość czarnej dziury, zasadę nieoznaczoności Heisenberga. Naszymi umysłami stworzyliśmy algorytmy, które obliczają boski pomysł na świat. CRISPR daje nam możliwość dłubania na poziomie pojedynczych genów DNA hodując ludzkie uszy na grzbietach myszy. Jesse Sullivan i Claudia Mitchell mogą trzymać się za sztuczne bioniczne dłonie poruszając nimi za pomocą swych myśli.
A jeszcze do tego wiemy, że wiemy; wiemy, że istniejemy; doktorat z testu Gallupa robimy wyciskając sobie młodzieńcze pryszcze przed lustrem. Niektórzy z nas zdają sobie nawet sprawę ze swoich nieracjonalności. Z dłubanek przesiedliśmy się na żaglowce, z nich na parostatki, z parostatków na transatlantyki, a z nich na promy kosmiczne, tylko póki co nikt nie jest w stanie powiedzieć gdzie lecimy. Ale możemy za to głębiej przyglądać się naszym już atawistycznym odruchom? Możemy zrobić prawdziwy pożytek z pięknej fraktalnej świadomości i zacząć uczciwie aktualizować nasze systemy operacyjne czyniąc życie w nas i wokół tak szczęśliwym jak to sobie nasz gatunek wypracował. Może na naszych oczach rodzi się nowy gatunek nadczłowieka: homo sapiens świadomicus?
Nasi pradziadowie pytali o naturę bogów. Czas abyśmy zadali sobie pytanie jakimi bogami jesteśmy my?
Autor: Łukasz Gołoś
Redakcja;11:31; 10.11.2019